27 maja 2015

Rozdział pierwszy, czyli beznadziejny początek roku szkolnego

Nie wiem czy ktoś to czyta, ale mam nadzieje, że tak. To mój pierwszy blog i trochę się stresuję.
Enjoy!
__________
Rose

Gdybym wiedziała, że ten dzień będzie beznadziejny, nawet nie wstałabym z łóżka.
Zaczęło się wszystko od tego, że wszystkie dziewczyny w dormitorium zaspały, bo Huncwoci wyciszyli zegarki w całej Wieży Gryffindoru. Tym sposobem żadna z nas, czyli Lily Evans, Dorcas Meadowes i Caroline Parker oraz oczywiście ja nie zdążyła na śniadanie i spóźniła się na pierwsze dziesięć minut transmutacji z profesor McGonagall.
 - Dlaczego się spóźniłyście moje panny? - spytała spokojnie kiedy wpadłyśmy do sali całe zdyszane.
 - Przepraszamy pani profesor - wystękała Caroline - ale zegarki w całej wieży nie dzwoniły.
 - Jak to nie dzwoniły? - spytała McGonagall.
 - Nie wiemy... - i wtedy popatrzyłyśmy na Huncwotów. Remus rzucił nam przepraszające i niewinne spojrzenie, ale reszta odwróciła głowy i bardzo się zainteresowała czymś w podręczniku.
 - Potter! Black! Lupin! Pettigrew! Po lekcji macie zostać! - warknęła i odwróciła się w stronę tablicy.
 - Zabiję go - syknęła Lily, idąc do swojej ławki.
 Ruda siedziała z Meadows, a ja z Care. Słuchałyśmy McGonagall w skupieniu. Był dopiero pierwszy dzień szkoły (ten z lekcjami), a już dostaliśmy wypracowanie na dwie rolki pergaminu. Wszyscy jęczeli, ale zastępczyni dyrektora była nieubłagana. Wypuściła nas po dzwonku z wyjątkiem Huncwotów.
 - Ale jestem głodna - jęknęła Dor.
 - Ja też - mruknęłam pod nosem.
 Trójka moich przyjaciółek poszły przodem, więc mogłam pozwolić sobie na kęs batonika z ambrozji. Mam szczęście, że nikt ich nie zjadł, prócz Demetriego Blacka, który wyszedł trzy lata temu ze szkoły. Zawsze mi podkradał nektar i ambrozję. Wszystkich dziwiło, że się z nim dogaduje, a z jego kuzynem, Syriuszem, nie.
 Potem było jeszcze gorzej. Na eliksirach musieliśmy uwarzyć Eliksir Osłabiający plus do tego napisać wypracowanie na temat tego kiedy może zostać użyty, a kiedy nie. A po eliksirach już o dziwo nie było kłopotów aż do kolacji.
 W Wielkiej Sali było bardzo głośno, uczniowie zajadali się i opowiadali sobie nawzajem, co się dziś wydarzyło.
 Cały stół Gryffindoru patrzył wściekle na Huncwotów, którzy nic sobie z tego nie robili, tylko patrzyli c chwila na siebie i uśmiechali się przebiegle.
 - O co im chodzi? - szepnęła do mnie Ruda.
 - Coś tam podejrzewam... - nie dokończyłam, bo powstał dyrektor naszej szkoły.
 - Przepraszam, że zakłócam posiłek i dyskusje, z pewnością dla was ważne. Ale muszę was powiadomić, że dziś rano przyszedł list do naszej szkoły. Z Obozu Herosów i Obozu Jupiter...
 - Panie dyrektorze, czy takie obozy w ogóle istnieją? - zapytała jedne z Puchonek.
 - Tak, istnieją,  panno Wilson. A wracając do tych listów. Dyrektorzy Obozu Herosów i pretorzy Obozu Jupiter zgodzili się przyjąć po czterech chłopców i cztrech dziewcząt z każdego domu. Razem z tu obecnym gronem pedegogicznym wyznaczyliśmy osoby: z Huffelpuffu, Sarę i Sandrę Wilson, Olivię Cage, Hannę Ross, Johna Davis, Roberta White, Charlie'go i Bena Bell. Z Ravenclavu, Grace Rivera, Sabinę Martinez, Kate Cox, Evę Blake, Xaviera Allen, Jake'a Rogers, Nathana i Josepha Taylor. Z Syltherinu, Sylvię Price, Wandę Martin, Irinę Parkinson, Leilię Adams, Huberta Collins, Jacksona Gryffin, Alberta i Teodora Snake. Z Gryffindoru, Caroline Parker, Liliy Evans, Dorcas Meadows, Zoey Green, Remusa Lupina, Petrea Pettigrew, Syriusza Blacka i Jamesa Pottera. Wymienione osoby po kolacji zostają w Wielkiej Sali. I jeszcze bym prosił pannę Rosalie Castle, aby również została. Kontynuujcie posiłek - usiadł i podniosła się wrzawa.
 Dla mnie tego było za wiele. Stuknęłam czołem o blat stołu. Miałam ochotę wrzeszczeć. To nie było fair. ZDECYDOWANIE NIE FAIR!
 Nawet nie zauważyłam kiedy Wielka Sala opustoszała.
 - Dziękuję wam, że zostaliście - Dumbledore był wielce uradowany. Zaczął im tłumaczyć o co chodzi z tą wymianą.
 - Jutro nie macie lekcji. Pakujecie się, ktoś po was jutro przyjdzie i zabierze was do obozu. Potem do domu na święta i czeka was Obóz Jupiter. Ale to później.
 - Nie za bardzo rozumiem, czemu miałam zostać - spytałam trochę oburzona.
 - Ach tak! - klasną w dłonie - jedziesz z nimi. Tylko w innym charakterze. Przecież znasz oba obozy, więc będziesz przewodniczką.
 - A dlaczego Rose? - spytał jeden z Krukonów.
 - Sama jest jedną z nich - uśmiechnął się na widok mojej miny.
 - To niech lepiej pan mnie zabije - jęknęłam i znów walnęłam czołem o stół.
 - Najlepiej nie pytajcie teraz o nic pannę Castle. Panie Lupin, proszę zaprowadzić koleżankę do pani Pomfrey.
 - Oczywiście - pomógł mi wstać i zaprowadził do Skrzydła Szpitalnego.
 Kiedy wyszliśmy z Wielkiej Sali powiedziałam:
 - O nic nie pytaj.
 Kiwnął tylko głową i dalej prowadził mnie przez korytarz.
***
Gdy wróciłam do dormitorium dziewczyny już spały, więc mogłam w spokoju wziąć prysznic i przebrać się.
 Kładąc się do łóżka myślałam o tym, że zabiję Zhanga, Reynę i Pana D, wraz z Chejronem.
 Sen nadszedł szybko, za szybko. Kolejne koszmary. Obrazy nawet nie miały sensu. Raz byłam na dachu, potem nad brzegiem jeziora, a po chwili pod wodą. Ktoś wyciągnął mnie z wody. Travis?
 Obudziłam się gwałtownie. Popatrzyłam na zegarek. 6.23. Westchnęłam. Wstałam z łóżka i poszukałam dresu. Ubrałam się w niego i wyszłam z sypialni. Musiałam pobiegać i wyrzuć te odrażające wizje z głowy. Zeszłam po cichu na błonia. Pomyślałam sobie, że pobiegam sobie dookoła jeziora, co byłoby, nawet dla mnie, wielkim wyczynem. Na początku ruszyłam truchtem, a  po chwili zaczęłam coraz bardziej przyśpieszać.
 Bieg zawsze pomagał mi oczyścić się po koszmarnej nocy. Za każdym razem jak przyśpieszałam to wyrzucałam z siebie cały gniew, zawód, i rozgoryczenie z poprzedniego dnia.
 Po półgodzinie obiegłam prawie całe jezioro, choć musiałam przejść przez wodę.
 Przeszłam skrótem do Wieży Gryffindoru. Nie miałam ochoty na nikogo się natknąć. W Pokoju Wspólnym nie było nikogo. Ruszyłam do sypialni. Dziewczyny już nie spały tylko się pakowały.
 - Może wezmę te buty - pokazała swoje różowe szpilki Dor.
 - A po co i takie buty, gdzie się głównie trenuje? - spytałam.
 - Tylko trenuje?! - wykrzyknęły dziewczyny i zaczęły wyrzucać z swoich kufrów wiele nie przydatnych rzeczy na żadnym z obozów.
 Wyruszyłam ramionami i weszłam do łazienki. Szybki i gorący prysznic to jest to! Kiedy wyszłam z łazienki, to dziewczyny nie spakowały się nawet w połowie.
Za to ja doskonale wiedziałam czego się mam spodziewać. Wygrzebałam kilka pomarańczowych i fioletowych koszulek z obozów i poskładałam je, a następnie włożyłam do kufra. Z szuflady wyciągnęłam kilkanaście par dżinsów, a z pod łóżka wzięłam buty. Z łatwością zamknęłam kufer.
 - Rose! Pomóż - Potter wbiegł do sypialni dziewcząt - nie możemy się spakować!
 - Trzeba spakować długie dżinsy i kilka krótkich, ewentualnie jakieś szorty, do tego kurtkę i bluzę - powiedziała bez zbędnych emocji, nawet na nich nie patrząc.
 - Dzięki Rosie! - przytulił ją i wybiegł z dormitorium.
 - Dziwne - powiedziała po chwili ciszy Care.
 - Co? - powiedziała Evans wyrwana z rozmyślań.
 - Nie spytał się ciebie, Lily, czy umówisz się z nim - odpowiedziała jej.
 Zaśmiałyśmy się z Rogasia. Czasu nie miał. Bidulek.
 O godzinie 12:00 zeszliśmy na błonia, a potem do Hogsmeade. Był już tam dyrektor Dumbledore i jakiś chłopak.
 Był wysoki, szczupły i blady. Ubrany na czarno poza pomarańczowym podkoszulkiem, który starał się ukryć pod swoją kurtką.
 - Nico! - powiedziałam uradowana. Podeszłam do niego i delikatnie go przytuliłam.
 Uśmiechnął się, ale wyszedł mu grymas.
 - Witaj Rose - klepnął mnie delikatnie po plecach.

Znalezione obrazy dla zapytania hogsmeade

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz