23 lutego 2016

Rozdział siódmy, czyli "Zobaczymy"

 Po kłótni z Demetrim Rose czuła się cholernie źle. Na treningach wypadała gorzej od Clovisa, który głównie spał.
 - Clovis! Zaskakujesz mnie - powiedział Percy klepiąc chłopaka po plecach - wygrałeś z Castle. Moje gratulacje!
 - Co zrooooooobiłem? - ziewnął.
 - Wygrałeś z córką Tanatosa cielaku - krzyknął Leo.
 - Niemożliweeee - położył się na miękkiej trawie i zasnął.
 - Odprowadzę go do domku - mruknął D.Black* i podniósł chłopaka z ziemi.
 Nico patrzył na całą sytuację z ukrycia. Zauważył, że dziewczyna jest od kilku tygodni jakaś nie swoja. Mało jadła. Nie patrzyła na nikogo. Nie miała tej swojej energii podczas walki. W ogóle była dziwna.
 - Rose. Co się dzieje? - zapytał ją Chejron po kolacji.
 - Nic - ta sama odpowiedź co zawsze.
 - Widzę, że coś się dzieje. Jeszcze nigdy nie przegrałaś pojedynku! Coś jest na rzeczy - jak zawsze spostrzegawczy.
 - Pokłóciłam się z Demetrim. O to, że odrzucam Travisa. Ale ja go nie kocham! Nikt tego nie rozumie.
 - Daj im czas by zrozumieli. A teraz masz się wziąć w garść. Pokaż, że jesteś córką Tanatosa i nie przejmuj się innymi. Rób to co uważasz za słuszne. Idź do domku. Zaraz będzie cisza nocna, a harpie nie mają litości - puścił do niej oczko.
 Blondynka poszła za radą centaura. Następnego dnia wyglądała tak jakby nic się nie wydarzyło. Na wszystkich zajęciach była najlepsza. Wręcz niepokonana. Każdy patrzył na nią z podziwem. A ona dumnie wyprostowana popatrzyła wprost na syna Hypnosa. Jej oczy mówiły: "I co? Nadal jestem ta zła?"
 - Gratulacje Rosalie - powiedział Travis lekko się uśmiechając.
 - Dzięki - odparła i odwróciła się od niego.
 - Jak się czujesz - nie chciał się od niej odczepić.
 - Dobrze.
 - Kłamiesz. Nigdy nie kłóciłaś się z Demetrim. Co się stało?
 - Chcesz wiedzieć co się stało? - krzyknęła wzburzona. - Przez ciebie mój najlepszy przyjaciel się do mnie nie odzywa, bo cię nie kocham. Moje koleżanki spiskują przeciw mnie, bo cię nie kocham. Nawet ty mnie nachodzisz, bo cię nie kocham! Nie rozumiesz? Ja nie mogę kochać! To nie dla mnie!
 - Przestań! - zaskoczył ją. - Każdy zasługuje na miłość. Nawet śmierć.
 Castle zacisnęła palce w pięści.
 - Daj mi wreszcie spokój. Nie uda ci się mnie zdobyć. Nigdy.
 - Kłamiesz. Już powoli cię zdobywam. Zakładam się gdybym cię ignorował byś nie wytrzymała.
 - Założysz się - skrzyżowała ramiona.
 - Okay. Będziesz mnie jeszcze błagać, abym znów zaczął cię adorować - uśmiechnął się złośliwie i odszedł od niej.
 - Ja zawsze wygrywam - szepnęła sama do siebie.
 Pewnym krokiem ruszyła na przedostatni trening tego dnia.

 'Przegra. Ten jeden raz ze mną przegra' - myślał wesoło Stoll idąc do D.Blacka. Chodzi o to, że zmówili się przeciw córce Tanatosa. Obaj doskonale wiedzieli, że opiera się tak dla zasady.
 - I ot tak będziesz ją ignorować? - zagadnął syn Hypnosa.
 - Będę. Chcę jej pokazać, że żyć beze mnie nie może. Uda mi się. zobaczysz.
 - Travis, znam ją od zawsze. I wierz mi nawet jeśli coś ją będzie męczyć, dręczyć i prześladować w snach, to i tak się nie przyzna do błędu.
 - Skąd możesz mieć pewność, że tym razem tak zrobi?
 - Masz rację. Nie mam pewności. Co zrobisz, aby ci się udało?
 - Będę ją ignorować. Nie spojrzę na nią ani razu, nie odezwę się do niej. Nie wspomnę jej imienia póki nie zgodzi się ze mną, że beze mnie nie wytrzymuje.
 - Jestem całym sercem i duszą z tobą. Ciałem... to akurat niekoniecznie - zaśmiał się Demetrii.
 Poszli razem na ostatni trening czyli zapasy, których nauczała Clarisse LaRue. Razem z nimi na te zajęcia uczęszczali Ślizgoni. Byli nawet w tych bijatykach całkiem nieźli, ale w porównaniu z siłą córki Aresa wypadali marnie. Ale było przynajmniej zabawnie patrzeć jak chłopcy zostają powaleni przez dziewczynę.
 - Przy ich kondycji nie dotrwają do grudnia - powiedziała Clarisse Chejronowi.
 - Poczekamy, zobaczymy panno LaRue - odparł dziewczynie - a teraz biegiem pod prysznic! Za dwie godziny kolacja - krzyknął centaur.
 Obozowicze i uczniowie szkoły magii rzucili się niczym tabun wściekłych byków w stronę pryszniców.
 Chejron pokiwał głową z dezaprobatą. Z uśmiechem spokojnie poszedł w stronę Wielkiego Domu, aby także odświeżyć się przed posiłkiem. Nie musiał się spieszyć, zważywszy na to, że jest dość sporo dzieciaków do pryszniców.

 Kolacja przebiegała w względnym spokoju. Względnym dlatego, że mimo tego iż było głośno nikt się nie bił ani nie obrażał. Córka Tanatosa pierwszy raz jadła spokojnie, ponieważ pewien ktoś nie gapił się na nią. A syn Hermesa ledwo co wytrzymywał bez zerkania na blondynkę. Powstrzymywał go Connor, który szczypał go i zwracał co chwila uwagę.
 - Nie przegrasz tego zakładu - syknął Connor bratu - nie kiedy gra toczy się o najwyższą stawkę.
 - Wiem! Ale nie potrafię!
 - Znajdź sobie dziewczynę. Jakąś ładną. Niekoniecznie heroskę. Raczej czarownicę, ale nie jej kumpelę. Całuj się z nią na jej oczach, przytulaj, szeptaj coś na ucho. Zrób wszystko by była zazdrosna.
 - Nie zrobię takiego świństwa żadnej dziewczynie! - warknął Stoll.
 - To zapytaj któreś czy nie pomogłaby ci w twoim wyzwaniu. Może jakaś się zgodzi.
 - Zobaczymy - odpowiedział bratu i zajął się jedzeniem.


_________________
Długo mnie nie było, ale założyłam wattpada i tam się za bardzo rozpisałam. Niestety dla was, dla czytelników wattpada ok.
Rozdział kiepskiej jakości, ale to się nazywa mieć 4 blogi i dzielić wenę na nie wszystkie :\

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz