15 czerwca 2015

Rozdział trzeci, czyli gorące temperamenty

Caroline

 Kolacja przebiegała podobne jak obiad. Nie miałam ochoty rozmawiać z moimi przyjaciółmi, ale przysłuchiwałam się ich rozmowom. Dowiedziałam się, że nasza Rose - ta pogodna, miła i pełna życia dziewczyna- jest córką Tanatosa. Co za ironia losu.
 - Jutro wracamy do normalnego trybu dnia, a za pięć dni, czyli w poniedziałek odbędzie się bitwa o sztandar. Domek Hekate i domek Aresa dobierają sojuszników - oznajmił nam Chejron i poszedł do Wielkiego Domu.
 Ponownie wszyscy zajęli się swoimi sprawami, czyli gadaniem i jedzeniem.
 - Cześć wszystkim - przysiadł się do nas jakiś chłopak - jestem Travis Stoll. Pewnie znacie Rose?
 - No, tak - odpowiedziała niepewnie Lily.
 - Wytłumaczcie mi pewną rzecz. Odkąd przybyła na obóz, a miała w tedy 12 lat, nie wykręciłem jej żadnego kawału. Jak to możliwe? - spytał bardzo poważnie.
 - Niech pomyślę - wtrąciłam się - zna się z Huncwotami, lubi Huncwotów i pomaga Huncwotom. Patrz na nich - wskazałam na wymienionych - szkolni żartownisie...
 - Najlepsi w historii Hogwartu - wypiął dumnie pierś Black.
 - U nas to nie przejdzie - pokręcił głową Travis - nie wygracie ze mną i Connorem.
 - A założysz się? - spytał James.
 O nie! Znowu się zaczyna!
 - Jeśli wygramy załatwicie mi randkę z Rose.
 - A jeśli my wygramy zrobicie co wam każemy - odparował mu Syriusz.
 - Zgoda - podali sobie ręce i Stoll odszedł od nas.
 - Czemu on chce się umówić z Rose - spytała Dorcas.
 - Bo widzisz, Meadowes. Ona jest jeszcze bardziej niedostępna niż Lily - odpowiedział jej James - a tak po za tym, Evans umówisz się ze mną?
 - Zapomnij, Potter - warknęła w jego stronę.
 On tylko się uśmiechnął i zaczął rozmowę z Black'iem.
 I znowu zrobiło się nudno. Nic się nie działo. Zupełnie nic.
 - Cholera - powiedział po chwili ciszy Lupin - jak ona się dowie.
 - Chyba już wie - wskazałam na stół przy którym siedziała Rosalie.
 Właśnie podszedł do niej Travis i szepnął jej coś na ucho. Zacisnęła pięści i uśmiechnęła się do niego słodko. A po sekundzie ten uśmiech znikł z jej twarzy, która teraz wyrażała wściekłość. Odpowiedziała mu coś i wyszła ze stołówki.
 - Współczuję wam - powiedziała Lily - żartowałam - dodała i uśmiechnęła się do chłopców złośliwie.
 - Nie martw się Ruda - uśmiechnął się Łapa - wygramy.
 Po kolacji poszliśmy na ognisko, ale usiedliśmy jak najdalej od naburmuszonej córki Tanatosa.
 Ognisko nawet było fajne, śpiewaliśmy i śmialiśmy się aż do łez. Podchodziło do nas wielu herosów i się przedstawiało. Kilku nawet powiedziało naszym "kochanym" chłopcom, aby ukryli się gdzieś, bo Castle zrobi im piekielną awanturę. Oni tylko się uprzejmie uśmiechali i odpowiadali, że przeżyją.
 Po ognisku podeszła do nas naprawdę wkurzona Rosie.
 - Co wy sobie wyobrażacie?! Nie mieliście prawa się o mnie zakładać! JA NIE JESTEM RZECZĄ?! - wydarła się na Huncwotów i odbiegła w stronę swojego domku.
 Następny dzień zmienił moją opinię o tym miejscu.
 Na początek było trzeba wstać wcześnie, potem wykład teoretyczny o walce mieczem. Następnie walka, w której żadne z nas nie wygrało. Po walce mieliśmy naukę greki, ale nikt nie potrafił się na tym skupić.
 Druga część dnia zaczęła się od obiadu, następnie strzelanie z łuku, biegi, nauka jazdy na pegazie, i podnoszenie ciężarów. Krótka przerwa i ścianka wspinaczkowa.
 Po ciągłych porażkach, cięciach i poparzeniach wylądowaliśmy w obozowym szpitalu, ale na kolację byliśmy już opatrzeni (no, nam nie wolno brać, ani ambrozji ani nektaru).
 - Czy widzieliście Rose? - zapytał Chejron, kiedy usiedliśmy przy stole.
 - Niestety nie - odpowiedziałam.
 - Pewnie siedzi u siebie. Ucieka od kłopotów. Zresztą od tamtej wojny...
 - Jakiej wojny? - James przerwał centaurowi.
 - Z Uranosem. Ale to stara sprawa. Nikt o tym nie mówi. Nawet Rosalie nie chce wyjawić jak pokonała Uranosa. Nie mówicie o tym. To temat tabu - rzekł smutno.
 Nie ciągnęliśmy tego tematu. Zajęliśmy się kolacją.
 Nagle zrobiło się ciemniej i chłodniej, jakby nadchodziła śmierć. W stołówce pojawił się mężczyzna. Jego skóra była w barwie drewna tekowego, włosy czarne, a oczy złote. Ubrany był w czarny płaszcz i tunikę. Złote oczy - były przerażające podobne do oczu Rosalie - spojrzały w stronę Huncwotów. Nawet nie drgnęli, tylko biedny Peter skulił się.
 Cała stołówka zamilkła. Ten facet chyba był bogiem, a z tego co się dowiedziałam, to bogowie nie odwiedzają obozu (tylko Pan D. musi tu siedzieć), no chyba, że mają ważną sprawę.
 - Witaj Tanatosie. Co cię sprowadza - przywitał się grzecznie Chejron.
 - Oni - wskazał na czwórkę chłopców mojego domu - Jak. Śmieliście. Zakładać. Się. O. Moją. Córkę? - wypowiedział każde słowo jakby by było osobnym zdaniem - JAK?! - krzyknął.
 Teraz wiem po kim Rose odziedziczyła temperament.
 - E... No... my właśnie... - z trudem wyjąkał James.
 Ja nie mogę. James Potter. TEN JAMES POTTER się za jąkał. Tego jeszcze w historii całego świata nie było.
 - Dobra, jak zakład to zakład. Szanuję to. Ale macie ją przeprosić, a nawet błagać na kolana. To się także ciebie tyczy Travis. Może wam wybaczy - teraz spojrzał w stronę Percy'ego Jacksona - a Percy. Łap - rzucił mu list i rozpłyną się w czarnej mgle.
 Pierwszy odezwał się Nico:
 - Też bym tak chciał znikać - rozmarzył się.
 Teraz największym problemem nie było marzenie Nica di Angelo, tylko jak piątka chłopców ma przeprosić rozpieszczoną córkę Śmierci.

___________________________________

CZYTAM=KOMENTUJĘ!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz